Likwidacja transportu do Morskiego Oka oznaczałaby pogrom 300 koni
"To są konie wyselekcjonowane i specjalnie szkolone do ciągnięcia dużych obciążeń. Są to głównie konie rasy śląskiej i małopolskiej o cięższej budowie, które się doskonale sprawdzają przy ciągnięciu wozów pod górę" - powiedział PAP dr Marek Tischner, specjalistą chorób koni i lekarz weterynarii Polskiego Związku Jeździeckiego, który od dziesięciu lat uczestniczy w badaniach dopuszczających konie do pracy na trasie do Morskiego Oka.
"Są to konie o bardzo dużej sile. Gdyby zakazano transportu konnego, to zwyciężyłaby głupota. To byłoby zwycięstwo populizmu i kompletnego braku wiedzy, bo ci, którzy najgłośniej krzyczą o dobrostanie, koni najwyraźniej nic nie wiedzą o ich fizjologii" - argumentował dr Tischner. Dodał, że likwidacja transportu konnego "oznaczałaby zagładę koni, bo jeżeli nie będą potrzebne, to kto się będzie nim przejmował".
"Całkowita likwidacja transportu konnego tylko na trasie do Morskiego Oka oznaczałaby pogrom 300 koni. Najprawdopodobniej poszłyby do handlarzy i w konsekwencji na rzeź, bo fundacje nie byłyby w stanie wykupić i zaopiekować się odpowiednio tymi końmi. Podejrzewam, że w przypadku likwidacji transportu konnego los koni będzie krótki i dramatyczny" - dodał dr Tischner.
W połowie maja Anna Plaszczyk z fundacji Viva!, która domaga się całkowitej likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka, przekazała PAP, że w przeciągu minionych dziesięciu lat różne fundacje prozwierzęce wykupiły od wozaków z Morskiego Oka tylko 17 koni, a wycofanych z pracy w tym czasie było 712 koni - wyliczała.
Na trasie do Morskiego Oka trwają obecnie testy elektrycznego busa, ale fundacja Viva! Nie dopuszcza funkcjonowania równolegle transportu elektrycznego i konnego. "Istnienie równolegle transportu elektrycznego dostępnego jedynie dla osób z niepełnosprawnościami, nie rozwiązuje kwestii cierpienia koni na tej trasie. Nawet przy obniżonej do 10 osób dorosłych i 3 dzieci liczby pasażerów konie będą tam pracowały w przeciążeniu. A ich układ ruchu będzie ulegał degradacji w wyniku pracy na twardym, stromo nachylonym podłożu. W XXI wieku, kiedy tyle wiemy o potrzebach zwierząt, nie godzi się na siłę utrzymywać nieetycznego i prowadzącego do cierpienia transportu konnego, jeśli mamy nowoczesne alternatywy" - przekazała PAP Plaszczyk.
Dodała, że bus z napędem elektrycznym mógłby wozić osoby z niepełnosprawnościami oraz seniorów, którzy sami nie mogą się dostać nad Morskie Oko.
"W ogóle nie ma potrzeby, by konie na tej trasie cierpiały dla anachronicznej rozrywki tych, którzy w górach po prostu nie chcą się spocić" - zakończyła Plaszczyk.
W czerwcu 2023 roku wszystkie konie wożące turystów na trasie Polana Palenica - Włosienica przeszły badania i zostały dopuszczone do transportu. Dr Tischner zwrócił uwagę, że na trasie nigdy nie padł żaden koń z powodu przeciążenia wozów, a incydentalnie zdarzały się potknięcia i przewrócenia koni, które następnie wstawały. Jak dodał, na tej terasie padły natomiast trzy konie, ale nie było to spowodowane wysiłkiem tylko nagłym zachorowaniem - pęknięcie aorty i kolka żołądkowa oraz spłoszeniem przez nisko lecący śmigłowiec TOPR.
Transport konny na trasie do Morskiego Oka określa regulamin Tatrzańskiego Parku Narodowego, który zawiera przepisy mające na celu zapewnienie dobrostanu koni. Zwierzęta m.in. przechodzą szczegółowe badania, które są cyklicznie prowadzone przed każdym letnim sezonem turystycznym. W tym roku limit osób na wozie został zmniejszony z 12 do 10 osób. Ekolodzy domagają się całkowitej likwidacji transportu konnego i wprowadzenia na trasie pojazdów elektrycznych. Testy takiego busa już się odbywają. (PAP)
autor: Szymon Bafia
szb/ ral/